Bitwa o Anglię

Z Rumunii, poprzez Bejrut Stanisław Skalski trafił do Francji, gdzie oczekiwał na przeszkolenie i przydział do jednostek bojowych. W ramach umów międzypaństwowych we Francji miały powstać jednostki lotnicze wszystkich rodzajów, zaś w Wielkiej Brytanii tylko lotnictwo bombowe. Ku wielkiemu rozczarowaniu Skalskiego przydzielono go do drugiej grupy i z początkiem stycznia 1940 roku wysłano do Anglii. Gorycz potęgował fakt, że nawet gdy rozgorzały walki we Francji, pragmatyczni i niezbyt ufni Anglicy dalej prowadzili długie szkolenie podstawowe.

 

Dopiero w lipcu, gdy Niemcy stanęli nad kanałem La Manche, RAF zdał sobie sprawę z powagi sytuacji i skierował Polaków, w tym Skalskiego, na kursy myśliwskie. Nasz as został następnie przydzielony do 302 Dywizjonu Poznańskiego, ale rozczarowany, siał tam taki ferment, że wkrótce powrócił do stacji zbornej w Blackpool i dopiero pod koniec sierpnia trafił do znajdującego się w samym sercu walk 501 Dywizjonu RAF. Notabene w jednostce tej służyło już kilku Polaków, którzy dali się poznać z jak najlepszej strony. Stanisław Skalski nie był gorszy i już pierwszego dnia lotów w nowej jednostce, 30 sierpnia 1940 roku, zniszczył Heinkla 111 i uszkodził następnego. W ciągu następnych trzech dni zniszczył trzy Messerschmitty 109 i uszkodził Messerschmitta 110. Niestety, dobra passa skończyła się 5 września. Podczas zaciętej walki z niemiecką wyprawą bombową Skalski skutecznie ostrzelał Messerschmitta 109 (zwycięstwo to nie zostało mu zaliczone), ale popełnił błąd i zbyt długo przyglądał się swojej ofierze. Moment nieuwagi wykorzystał inny Niemiec, który ugodził polskiego lotnika celną serią.

 

W samolocie hawker Hurricane, na którym wówczas latał Skalski, jeden ze zbiorników paliwa znajdował się tuż przed pilotem. W związku z tym, w przypadku uszkodzenia układu paliwowego często dochodziło do ciężkich poparzeń pilotów. Jak wspominał Stanisław Skalski, piloci mieli wybór: albo jak najszybciej zużyć paliwo ze zbiornika kadłubowego i w wypadku trafienia ryzykować eksplozję pozostałych oparów benzyny, albo korzystać ze zbiorników skrzydłowych i liczyć na to, że paliwo cieknące do kabiny nie zapali się.

 

Tej odrobiny szczęścia Skalskiemu zabrakło i w mgnieniu oka został zalany dziesiątkami litrów płonącego paliwa. Paląc się żywcem, rozpaczliwie usiłował wydostać się z ciasnej kabiny myśliwca, ale bez powodzenia. W tym momencie stracił świadomość, którą odzyskał dopiero, wisząc na otwartym spadochronie. Jak do tego doszło, nie pamiętał. Być może na tyle mocno wychylił się z kabiny, że wyssał go prąd powietrza, być może pokrowiec spadochronu został uszkodzony i ten otworzył się samoczynnie, być może sam Skalski podświadomie pociągnął za uchwyt wyzwalający. Jedno tylko nie ulegało wątpliwości, lotnik podczas opuszczania samolotu uderzył o jego usterzenie – bóle będące efektem tej kontuzji odczuwał do końca życia.

 

Lotnik, wisząc na spadochronie, wciąż płonął, ale szczęśliwie dość szybko wylądował na polu, gdzie ostatnie płomienie zostały ugaszone przez pracujących tam Anglików. Wkrótce nadjechała pomoc i Skalski został odwieziony do specjalizującego się w leczeniu oparzeń szpitala w Basingstoke. Wtedy dopiero, po ustąpieniu objawów szoku, pojawił się straszliwy ból. Lotnik otoczony fachową opieką powoli powracał do zdrowia i blisko dwa miesiące po zestrzeleniu zameldował się z powrotem w swojej jednostce. Uraz psychiczny jednak pozostał i Skalski do każdego lotu startował sparaliżowany myślą o kolejnym pożarze. Przerażenie w nim wzbudzał nawet płomień zapalniczek! Jak wspominał, objawy ustąpiły dopiero po zwycięskiej walce powietrznej, którą stoczył 8 listopada 1940 oku. Skalskiemu zaliczono wtedy zespołowe zniszczenie Messerschmitta 109. 21 grudnia 1940 roku został odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari nr 8996. W tym czasie 501 Dywizjon bronił Bristolu przed niemieckimi nalotami.